Rękawiczki zimowe
Fair Play Inge Scandi jesień/zima 2017 Plusy:
Minusy:
Moja opinia: Rękawiczki są śliczne; pierwszy raz je zobaczyłam u Ani Wojtkowskiej na jakiś zawodach i od razu mi się spodobały. Te malutkie wędzidełka są przeurocze! Muszę przyznać, że w ogóle cała kolekcja zimowa Fair Play przykuwa spojrzenie - niestety nie miałam okazji jej bardziej wypróbować. Rękawiczki polecam dziecku lub nastolatce, osobie która lubi zwracać uwagę niecodziennymi rzeczami. Ja przeważnie w tych rękawiczkach siodłam konie lub prowadzę lonże. Nie utrudniają pracy - nie mam problemów z zapinaniem w nich nachrapników lub podgardli, ale pod 2h lonży, dłonie zaczynają marznąć, a temperatura nie dochodzi jeszcze do 0C. Podoba mi się w nich to, że się nie brudzą. Wystarczy przetrzeć lub otrzepać i są względnie czyste. Ponadto ręce się nie pocą, materiał oddycha. Mam je dopiero kilka tygodni, ale jak na razie lej na dłoniach się nie odkleja, a materiał między palcami, nie przeciera. Podsumowując, rękawiczki polecam, chociażby dlatego, że są śliczne, jednak na większe mrozy proponuje ubrać coś co bardziej chroni, niż wygląda.
0 Komentarze
Bryczesy zimowe softshellowe HKM, model Siberia Lej silikonowy (pełny) Plusy:
Minusy:
Moja opinia: Kupiłam te bryczesy na Cavaliadzie w Poznaniu w zeszłym roku (12.2016r), bardziej pod namową mamy („Kup zimowe, wiecznie siedzisz w tej stani, będzie ci chociaż ciepło!”) i muszę przyznać, że to był najlepszy bryczesowy zakup jaki udało mi się zrobić! Nie żałuję ani złotówki na nie wydanej, polecam wszystkim, którzy marzną. Przechodziłam w nich cały sezon zimowy, a w tym roku zaczęłam na przełomie września/października i brak śladów użytkowania! Lej, chociaż silikonowy, dalej cały - nie starł się, nie odpadł w pralce, nie popękał. Cały brud stajenny schodzi po przetarciu ręką lub mokrą chusteczką. Wygodne są również ściągacze na nogawkach. Bryczesy zapisane na rzep to już przeszłość, aczkolwiek niektóre elastyczne ściągacze są zbyt ciasne i czasami mam problem, aby je zdjąć na stojąco. Z tymi nigdy nie miałam tego problemu, dostosowują się do mojej nogi, trzymają, ale jednocześnie nie utrudniają zsunięcia. Ponadto nie widać kieszeni - w żaden sposób się nie odznaczają, nawet jeżeli się nie wyrówna materiału (wiecznie zapominam to zrobić, jak zakładam). Nie widać również, jak coś do nich wkładam (często lądują w niej bileciki za jazdę i nie koniecznie są równo złożone). Może gdyby bryczesy miałyby inny kolor, widać byłoby bardziej, jednak moje są ciemnobrązowe i nie mam tego problemu. Podsumowując, HKM zrobił dobrą robotę wydając te bryczesy. Wcześniej byłam negatywnie nastawiona do czysto zimowego sprzętu jeździeckiego, jednak po zakupie tych spodni, muszę zmienić zdanie. Polecam każdemu. Przykładowe strony Internetowe: paddok.pl - 359 zł tundra.pl - 379 zł/po przecenie 329 zł amigo-konie.pl - 379 zł wsiodle.com.pl - 378 zł Chyba nadszedł ten moment, abym się przedstawiła. Może powinnam była zrobić to w pierwszej notce, ale jakoś się nie zdecydowałam. Wtedy, tworząc bloga, jeszcze nie wiedziałam czego chcę. Teraz chyba wiem więcej. Chyba.
Zatem od początku. Nazywam się Annie Marie M. Mam dwadzieścia jeden lat i studiuję turystykę i rekreację na AWF’ie we Wrocławiu. Słoneczną uczelnię polecam wszystkim, którzy mają jakąś sportową pasję i chcą się w tym kierunku dalej rozwijać. Poza tym panuje tam świetna atmosfera, która całkowicie utwierdziła mnie w przekonaniu, że mój wybór okazał się trafny. Jestem instruktorem rekreacji ruchowej ze specjalnością jazda konna. Pracuję w stajni, w której jednocześnie trenuję. Nie mam (jeszcze) własnego konia. Długo jeździłam na koniach trenera (szkółkowych - typowych „rekreantach”), jednak z czasem zaczęłam dosiadać coraz lepszych wierzchowców, aż nadszedł czas na konie sportowe. Od stycznia tego roku jeżdżę na prywatnym koniu o imieniu Victory Fey – jest to kasztanowata klacz należąca do mojej koleżanki. Dzięki Rudej zaczęłam skakać, wystartowałam w swoich pierwszych zawodach skokowych, a nawet zdałam egzamin na Złotą Odznakę Jeździecką. Na co dzień staram się łączyć studia z pracą instruktorską i własnymi treningami. Nie zawsze jest to proste, od czasu do czasu mam dość. Wiele razy chciałam się poddać. Czasami jest ciężko - nie mogę przyjechać tak po prostu na własny trening, żeby nie spotkać się z prośbami o osiodłanie konia czy pomoc przy czyszczeniu. Najwidoczniej taki urok tej pracy, że nawet jak nie pracuję, to i tak pracuję ;) W sumie po głębszym przemyśleniu to nawet miłe, że ludzie mnie zapamiętali i darzą zaufaniem. Uznajmy, że potraktuję to jako wyróżnienie. Wydaje mi się, że praca instruktora różni się znacznie od innych zawodów. Jednocześnie musimy współpracować z dziećmi i końmi, co wymaga od nas w tej samej chwili prowadzenia nauki i kontrolowania sytuacji (nie od dziś wiadomo, że zwykły wróbel może doprowadzić konia do zawału serca ;) ) Zawsze zależy nam na postępach naszych podopiecznych, ale jak to zwykle bywa, na sukces trzeba sobie zapracować. Poza tym, instruktor to też człowiek. Czasami po zajęciach, chciałabym najzwyczajniej w świecie poleżeć na kanapie i obejrzeć ulubiony serial, ale nic z tych rzeczy! Trzeba wziąć się w garść, pojechać do stajni, poprowadzić siedem lonży, jazdę grupową i jeszcze znaleźć energię na własny trening. Oczywiście konie same się nie wyczyściły i nie osiodłały, ale w towarzystwie znajomych i sympatycznych pogaduszkach jest zdecydowanie łatwiej. W sumie często to najprzyjemniejsza część mojej pracy. Instruktor – imprezowicz? Jasne, ale po 22:00. Wszyscy moi znajomi już wiedzą, że jeżeli chcą mnie w piątek wyciągnąć do miasta, to wcześniej się im to nie uda. Zanim wrócę do domu i przestanę pachnieć niczym moi czworonożni przyjaciele jest już dobrze po 21:00. Wtedy najchętniej poszłabym nie na imprezę, ale do łóżka. Ale koniec marudzenia! Praca instruktora ma też wiele zalet, tylko czasem o nich zapominam. Uwielbiam patrzeć jak dzieciaki (i nie tylko), kończą naukę na lonży i zaczynają jazdy grupowe. Pierwszy galop to ważne przeżycie zarówno dla młodego adepta jeździectwa jak i dumnego instruktora. Przeważnie to tylko kilka kroków, ale wrażenia niezapomniane! To właśnie te chwile decydują o tym, że po zajęciach wolę jechać do stajni, niż obejrzeć „W garniturach”. Stajnia to mój drugi dom. Wiele osób się ze mnie śmieje, bo potrafię godzinami marudzić, że mi się już nie chce, że mam dosyć koni i moja stopa nie postanie tu przez kolejny tydzień. Oczywiście już następnego dnia biorę konia i jadę w teren. Słyszę wtedy legendarne: „A co Ty tu robisz? Przecież miało Cię nie być”. Jasne. Zawsze kończy się tak samo i zamiast wolnego dnia, od rana do wieczora jestem przy koniach. Bo moja praca to moja pasja! Betowała I.P. Są tacy ludzie… Ba! Może nawet należycie do tej specyficznej grupy osób, która twierdzi z pełnym przekonaniem, że jeździectwo to nie sport. Otóż z tego miejsca, chciałabym uświadomić wszystkim niedowiarkom, że jazda konna jest sportem i to nie byle jakim.
Być może nigdy nie spotkaliście się z takim zarzutem, natomiast ja owszem. Często poznaję nowych ludzi i bardzo szybko pada pytanie czy uprawiam jakiś sport (studiuję na AWF’ie, więc to pytanie ma trochę sensu). Grzecznie odpowiadam, że jeżdżę konno. Wówczas ludzie przeważnie dzielą się na trzy grupy:
Muszę przyznać, że jeździectwo to faktycznie specyficzny rodzaj sportu. Nie ma do tego piłki do grania, ani płetw do pływania, a już na pewno niepotrzebna jest nam żadna super rakietka. Przyda się natomiast koń, a niektórym nawet siodło i ogłowie, nie licząc tysiąca innych gadżetów, które są oczywiście „niezbędne”. Moim skromnym zdaniem jeździectwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin, ponieważ wymaga porozumienia między człowiekiem a istotą, która niekoniecznie od razu zrozumie nasze intencje. Jeźdźcy w moim otoczeniu lubią sobie pożartować z tego, że są sportowcami. Nie jesteśmy jednak zbyt typowi, bo nie biegamy (tak, w tym miejscu musimy przyznać rację wszystkim malkontentom, że to koń biega a nie my), aczkolwiek fajnie skupić się również na swojej kondycji fizycznej, a nie tylko treningu konia. Mówienie jednak, że „tylko siedzimy na koniu” mija się z prawdą. Spora część osób, która dopiero zaczyna swoją przygodę z jeździectwem bardzo szybko może się o tym przekonać, gdy po kilku pierwszych jazdach pojawiają się zakwasy. Dzieje się tak dlatego, że korzystamy z mięśni, których przeważnie nie używamy na co dzień - pięta w dole, działanie łydką lub dosiadem nie jest dla nas naturalne. Jednak mogę śmiało powiedzieć, że jazda konna jest dla każdego. Możesz mieć siedem lat lub siedemdziesiąt siedem i jeździć konno. Jedynym koniecznym warunkiem są dobre chęci, a jeszcze lepiej żeby było ich duuuużo. Jeździectwo to jeden z nielicznych sportów, w których nie kończysz kariery około dwudziestego piątego roku życia. Przeciwnie. Im masz większe doświadczenie, tym jesteś lepszy! Jeździectwo dzieli się na wiele dyscyplin, z czego najpopularniejszą z nich są skoki przez przeszkody. Pewnie dlatego, że są bardzo widowiskowe, niebezpieczne i nawet ktoś kto nie ma pojęcia o koniach może na nie popatrzeć z przyjemnością. Wiadomo, lepiej by było, gdyby jeździec „nie rzucał” się podczas skoku, koń szedł w harmonii i na kontakcie… Ale nie prośmy o zbyt wiele. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wśród wielu ludzi, nawet jeźdźców biorących czynny udział w zawodach, panuje przekonanie, że przez przeszkodę należy tylko przeskoczyć. Nieważne jak, ważne aby wylądować po drugiej stronie oksera bez zrzutki. Otóż nie! Nie wolno tak myśleć. Do przeszkody trzeba dojechać na kontakcie i z odpowiednim impulsem. Koń musi zaufać i uwierzyć, że nie zrobisz mu krzywdy np. szarpiąc za wodze. Wiele młodych jeźdźców zapomina o tym, dlatego ważne jest, aby przypominać im, że koń to partner a nie przedmiot. Kolejną dyscypliną, o której chciałabym wspomnieć jest ujeżdżenie. Niewielu jest śmiałków, którzy otwarcie przyznają się do jej trenowania. Jest ono niesamowicie trudne, wymaga wielu lat pracy nad sobą i koniem, a przede wszystkim jest niedoceniane. Ileż to razy słyszałam „Ha ha ha! Trenujesz ujeżdżanie? Ujeżdżasz konie? Ha ha ha”. Nie. To wcale nie jest zabawne, a już na pewno nie bawi jeźdźców. Nie róbcie tego. Końskich dyscyplin jest naprawdę wiele. Począwszy od westernu a skończywszy na grze w polo, dlatego każdy może znaleźć coś dla siebie. Wszystkie są wspaniałe i zdecydowanie są to sporty! Nie bądźcie ignorantami. Uwierzcie, albo lepiej przekonajcie się na własnej skórze, że jeździectwo to sport! Betowała I.P. |
AutorkaTypowa studentka Akademii Wychowania Fizycznego, która "nienawidzi biegać" Archiwum
Listopad 2017
Kategorie |